niedziela, 27 czerwca 2010

Letnie miasto Jazz'u, zimowe miasto pod ziemią

Letnie miasto Jazz'u, zimowe miasto pod ziemią

Przyjeżdżając tutaj nie wspominano w przewodnikach a być może nie zwróciłem uwagi, że kiedy kończy się szkoła, a zaczynają letnie wakacje Montreal staje się Mekką dla miłośników muzyki ze względu na organizowany tu "International Jazz Festival". Dwa dni temu, moją uwagę przykuł fakt, że w każdej kawiarence jedyne dźwięki jakie można było usłyszeć to melodie jazz'owe. Powietrze aż przesiąkało tą atmosferą. Jeżdżące między pick'upami a pootwieranymi dachami cabrioletów dorożki, wożące pasażerów jeszcze bardziej potęgowały uczucie, że czas zatrzymał się tutaj gdzieś w okolicach lat 30-stych poprzedniego stulecia. Quebecois /urodzeni tutaj fancusko-języczni mieszkańcy prowincji/ jak i właściciele kawiarenek, biegali w pośpiechu aby usatysfakcjonować każdego klienta. W przed dzień festiwalu okolice "vielle ville" /Stare Miasto/, przeżywały oblężenie tym bardziej, że główne sceny których wybudowano tutaj .... usytuowane są o 10 minut pieszo od nabrzeży portowych. Aby dotrzeć na miejsce koncertów należało przemknąć przez kilka przecznic Chinatown. Wietrzący interes Chińczycy, urządzili trwający od rana do wieczora jarmark.
Już od południa na wszystkich scenach rozgrzewając atmosferę prezentowały się bandy z całego świata. Mój największy podziw wzbudziła formacja z Brazylii. Połączenie żywiołowych rytmów, improwizacji oraz latynoskiego charakteru dało efekt fenomenalny. Młody człowiek stojący na pierwszym planie zdjęcia, z włosami wystrzyżonymi z obu stron wręcz hipnotyzował nie tylko swoich przyjaciół z bandu, lecz przede wszystkim publiczność starając się wciągnąć maksymalną ilość osób we wtórowanie śpiewem przy wykonywanych szlagierach muzyki popularnej w wersji Jazz /pojawił się na przykład przerobiony na każdy rodzaj muzyki utwór "Bessame Mucho"/.
Jedną ze scen, które zapadły mi w pamięci jest policyjny radiowóz próbujący zaparkować, któremu osoba z ekipy organizatora nakazała przemieścić się kilkanaście metrów dalej. Policjanci bez wahania wzięli sobie do serca wskazówki, co świadczy o tym jak ważnym wydarzeniem jest dla miasta ta impreza. Podczas tygodnia festiwalowego, zorganizowano ponad 800 przedstawień i koncertów, zapewniając każdego wieczora występ znanych postaci muzyki Jazz. Oficjalnemu otwarciu, towarzyszyła parada przebierańców. Około stu barwnie przebranych osób w akompaniamencie trąbek i saksofonów, weszło w tłum gapiów w sposób spontaniczny i nieplanowany, dając tym samym znak, że największa w Kanadzie fiesta muzyki Jazz się rozpoczęła.
Podczas gdy latem temperatury w Montrealu zbliżone są bardzo do polskich, długo trwająca surowa zima zmusiła Kanadyjczyków do budowy korytarzy podziemnych, łączących ze sobą stacje metra, budynki kin, hotele oraz banki. Cały ten kompleks liczący około 25 kilometrów długości, to sklepy, bary, restauracje łącznie z punktami informacyjnymi pozwalającymi mniej zorientowanym na odnalezienie się pomiędzy oknami wystawowymi poszczególnych galerii. Nie zastanawiając się nad tym wcześniej, przechodziłem obojętnie obok budynków, w których z rzadka pojawiały się witryny sklepowe.
Dziś kończę swój pobyt w Montrealu. Żałuję że spędziłem tutaj zaledwie dwa dni, i mam nadzieję że będę mógł wrócić tutaj w przyszłości. To o wiele za mało żeby zobaczyć w całości jedna z metropolii wschodniego wybrzeża, chyba najbardziej europejską. Z około 14 godzinami snu podczas trzech ostatnich dni, wsiadam na pokład samolotu, który wywiezie mnie do Calgary u podnóża Gór Skalistych.

Wjazd do Kanady i Montreal

Wyruszając z Europy do Kanady, możemy skorzystać z wielu propozycji przewoźników, które nie zawsze są korzystne dla nas jako pasażerów pod względem finansowym. Z każdego międzynarodowego lotniska, znajdziemy połączenie ze wschodnim wybrzeżem. Przykładowo wyloty z Niemiec obsługuje zarówno Frankfurt jak i Monachium.
Ja wybrałem połączenie przez Paryż zarówno ze względu na fakt że tydzień wcześniej musiałem pojawić się we Francji, a także dlatego że pierwszym celem mojej wizyty w Kanadzie ma być Montreal. Rezerwując bilety odpowiednio wcześnie /około miesiąca co pozwoli rozsądnie przygotować się do podróży/, zaoszczędzić na tym połączeniu można około 700 Euro, więc kwota jest niebanalna biorąc pod uwagę fakt że na tak długą wycieczkę budżet trzeba bardzo skrupulatnie obliczyć.
Po drodze pojawiły się oczywiście drobne przeszkody. Niezadowolenie Francuzów z projektu ustawy emerytalnej, wydłużającej zdolność do pracy z 60 do 62 lat, 24 czerwca osiągneło apogeum i strajkujący wyszli na ulice. Związkowcy sparaliżowali komunikację w całym mieście od godzin porannych, przez co aby dostać się na lotnisko z dworca Gare de l'Est na który przybyłem z Metz, musiałem skorzystać z RER /podmiejskiej kolejki/ gdzie jak informowano dzień wcześniej dostępny był jeden pociąg na trzy, metra w którym temperatura osiągała wartości spoza termometrów a ilość pasażerów co stację rosła, w końcu autobusu który łączy jedną z południowych linii metra z portem lotniczym Orly, gdzie pewna włoszka mniej więcej w moim wieku prawie płakała ze względu na brak klimatyzacji.
Po przyjeździe na lotnisko oczekiwałem kilka godzin. W tym czasie miejsce miała interwencja saperów i detonacja pozostawionego przez jednego z podróżnych, lub terrorystę bagażu. Parking przed lotniskiem zamknięto na około godzinę, na czas operacji. Na pokładzie samolotu okazało się, że wieża kontroli lotów zaczęła godzinny strajk, a potem nie było już dla nas wolnego korytarza powietrznego. Wylatując z dwu godzinnym opóźnieniem z Paryża, moje zniecierpliwienie rekompensowała przemiła obsługa linii lotniczych.
Wylatując należy liczyć się z faktem, że podróż nie będzie należała do przyjemności. Osiem godzin spędzonych w 90-ciu% czasu w fotelu daje się we znaki każdemu. Do tego z 350 miejsc "Airbusa 330", 320 było sprzedanych więc o możliwość wyłożenia się na dwóch fotelach była taka jak spotkanie wilka w centrum Poznania.
Lądując możemy być z kolei pewni, że służby powołane do kontroli turystów, są albo dobrze selekcjonowane do tej pracy albo zwyczajnie upierdliwe, przy czym każdy kto nie zadbał o wizę w Polsce jest rozpatrywany przez tutejsze "immigration" jako element podejżany /tyczy się to również osób z nowymi paszportami/. Już na pokładzie samolotu otrzymujemy deklarację pobytu do wypełnienia, oprócz standardowych danych teleadresowych, jest pytanie o długość pobytu, cel pobytu oraz kilka podpunktów dotyczących obowiązku celnego. Ankieta jest w dwóch językach jak wszystko w Kanadzie, choć ja przez nieuwagę wypełniłem ją po angielsku, zanim spostrzegłem że na odwrocie jest wersja francuska.
W rękawie łączącym samolot z portem lotniczym odbywa się pierwsza kontrola gdzie wypytywani jesteśmy o cel podróży. Młody urzędnik wziął mnie już tutaj na bok zadając 2 może 3 pytania. Dla większości pasażerów przechodzi ona zazwyczaj bez większych trudności, lecz zaraz potem, nawet nie zdążymy ochłonąć mamy drugi kontakt z funkcjonariuszami. Tutaj, stałem w kolejce chyba 15 minut. Wszyscy z mojego lotu już zdążyli być odprawieni, a mi pozostałą rozmowa z "czarneckim". Podczas spotkania w cztery oczy urzędnik rozważa czy możecie pójść odebrać bagaż. Ten który mnie obsługiwał, wypytywał między innymi dlaczego nie mam wykupionego biletu powrotnego, dlaczego chcę spędzić w Kanadzie aż 90 dni etc...w każdym bądź razie, dobrze wytresowany nie dał wiary moim tłumaczeniom i wysłał mnie do olbrzymiej sali, gdzie przy okienkach czekają jeszcze bardziej dociekliwe osoby i bardziej świdrujące pytania. Ta procedura spotkała właśnie moją skromną osobę. Trafiłem na piękną dziewczynę w wieku może 30 lat, z azjatyckimi rysami twarzy. Wypytywała o wszystko. Należy mieć odpowiednie dokumenty, które zdradzą urzędnikowi intencje naszego pobytu w Kanadzie. Bilety lotnicze, jeśli wybieramy się dalej w głąb kraju, rezerwacje hoteli, pensjonatów, jeśli jedziemy do szkoły językowej również potwierdzenie wpłat, a najlepiej gdybyśmy jechali z wyciągiem z konta bankowego, na którym spoczywa kilka tysięcy Euro, i biletem na drogę powrotną. Okazało się potem, że im mniej się z nimi rozmawia tym krócej trwa ta jakby nie było stresująca procedura. Jeśli uda nam się przetrwać i jesteśmy już prawie pewni, że po odbiorze bagażu wyjdziemy spokojnie, czeka nas jeszcze kontrola celna. Ta to czysta formalność, niemniej mam wrażenie, że kryteria wyboru zależą od godła na paszporcie.
Spośród szerokiej gamy hoteli oraz dużej bazy noclegowej w Montrealu najlepiej wybrać okolice starego miasta przy "vieux ports". Ja wyjeżdżając zarezerwowałem łóżko w sali gdzie tego typu łóżek było 20. Niech was to nie zraża bo w tych miejscach się nie sypia. Fenomenalni ludzie, przede wszystkim obcokrajowcy z każdego zakątka świata. Istna kamienica Babel :). Warunki do spania nędza, ale internet, prysznice, świetlica i mecze oglądane przy browarku dodają klimatu. Poza tym żeby zwiedzać na prawdę nie trzeba się wiele ruszać. Wszędzie jest blisko, więc oberża "La maison du Patriote" to doskonałe miejsce, z dość blisko usytuowaną komunikacją miejska (metro i bus).
W "Vieux Ports" ciekawa, przyjemna dla oka 17 wieczna architektura miesza się z luksusem jachtów, a także rzesze zwiedzających z tubylcami.